niedziela, 13 listopada 2011

Tytułem wstępu

    Pamiętnik, który jest przedmiotem tego bloga znalazłem przypadkowo w mieszkaniu mojej Żony. Jest to autentyczny pamiętnik prowadzony przez Marię z Macudzińskich na przełomie wieków XIX i XX. Opisane w nim wydarzenia są umiejscowione głównie w okolicach Jasła, Nowego Żmigrodu, Sanoka jest też epizod dziejący się w Dukli. Pamiętnik jest zapisem zwyczajnego życia na polskiej prowincji pod zaborami.Autorka wplata w opis codziennego życia opisy wydarzeń historycznych (Powstanie Styczniowe, rabacja w Galicji), w których brali udział członkowie Jej rodziny. Zapraszam do śledzenia bloga.
     W związku z tym, ze pamiętnik jest pisany dziewiętnastowiecznym językiem i dość zamaszystym stylem, nie wszystko udało się odczytać, stąd w tekście pytajniki w nawiasach. W nawiasach kwadratowych znajdują się numery stron na których znajdują się zapisy w pamiętniku. Chronologicznie zapis można śledzić poruszając się po archiwum od daty najnowszej do najstarszej.   
     

piątek, 11 listopada 2011

Początek - 24 lipca - 22 listopada 1894 r.

Śp. mój Ojciec był w Powstaniu Listopadowem w 1831 Brat w r 1863 bronił wolności! Dzis dążenia są inne – nie z bronią w ręku, ale z wiedzą i nauką, a jednak z niewygasła miłością Ojczyzny służy się Krajowi. Wspomnienia dawniejszych więc wypadków, w narodzie, obok opisu rodziny będzie jakby wiązanka małą złożoną ku pamięci młodszych, a hołdem oddanem …………., i zasłudze tym, Którzy już zeszli z tego świata.
Jasło 24 Lipca 1894 r
Dziadek nasz, Wincenty Macudziński ożeniony był z Teresą Stokowską (?).
Gniazdo zaś rodziny Stokowskich herbu Jelita wyprowadza się z Deniszowic (?) z Królestwa Polskiego.
W domu to tym szlacheckiem, było trzy córki; jedną z nich Teresę poiął w małżeństwo Macudziński, drugą Piątkowski, a trzecią Doliński. Trzy te niewiasty dały początek rodzinie dziś dosyć rozgałęzionej i rozrosłej.
Zaś z rodu Stokowskich jest jeszcze przy życiu Ksiądz Kanonik Jelita Stokowski Proboszcz w Sokotowie (?) + w sierpniu 1897 r
Doliński herbu Sas ożeniony z jedną Stokowską, osiadł we Lwowie, syn zaś jego Franciszek Doliński ożeniony z Mirkówną (?) chodził dzierżawami z początku małemi, później wzioł dużą wieś, Mrowlę od hrabiego Stadnickiego, na której dorobil się majątku, a później kupił ja na własność.
Ci Wójostwo nasze, Dolińscy, byli bardzo zacni ludzie, pracą i oszczędnością doszli do wielkiego majątku, przyczep szczególnie szczęscie im służyło: On dobry gospodarz – Ona Pani pobożna i miłosierna; tak dla swej rodziny uboższej, jak dla obcych. Gdym ich poznała w młodem moiem wieku, posiadali już znaczny majątek w domu było znać oszczędność, zamożność i dostatek, ale broń boże zbytku, do tego stopnia była zaprowadzona oszczędność /co może posłużyć za przykład/ iż nie dawano z pudełkiem do kuchni zapałek, lokaj w dzień przychodził do pokoju pana, i brał jeden patyczek do rozniecenia ognia w kuchni z rana.
Nic też dziwnego że przy oszczędności takiej, przy szczęściu jakie Wujostwu sprzyjało kupili niebawem wieś drugą Nockowę (?), gdzie nasi Rodzice przez dziesięć lat mieszkali, później powiem dla czego?
Teraz wypada opisać ich dzieci: Było pięciu synów, i dwie córki, dziś wszyscy są już na stanowiskach. Najstarszy z nich Stanisław, ożeniony z Zofią Zubrzycką; jest obecnie Prezydentem Tarnowskiego obwodowego sądu. Franciszek w Przemyślu Adwokatem , Roman ożeniony z córką doktora Niesiołowskiego jest Prokuratorem w Krakowie. Ludwik otrzymał Nockowę zaś najmłodszy Kazimierz + w styczniu 1896 spłaciwszy rodzeństwo, osiadł w Mrowli.
Córka starsza Kamilla, z którą najserdeczniejsza łączyła mię z nią przyiaźń od lat najmłodszych, i o której nieraz jeszcze będzie tu mowa, wyszła za mąż za wujecznego brata swego Stanisława Polilalskiego (?). Dziś jako jeszcze młoda wdowa, Matka dwojga dzieci, prowadzi i rządzi dużem majątkiem Przewrotne (?).
Najmłodsza z dzieci Zofia krześnica naszego ś.p. Ojca oddała rękę, a z nią znaczny posag depędętowi notarjalnemu Nowińskiemu, posiadającemu dziś już własną kancelaryą w Leżajsku.
Drugą Stokowską poioł w małżeństwo Filip Piątkowski, z Królestwa polskiego, którego syn, niedawnemi czasy, bo jeszcze w r 1863 był Gubernatorem w Królestwie polskiem w Miechowie, a któryn w powstaniu 1863 r w obec naszej rodziny odznaczył się jako szczególny dobroczyńca albowiem za jego wpływem zostali uwolnieni z niewoli moskiewskiej , mój brat Waleryan Macudziński i wujeczny brat, Antoni Lisowiecki; o czem szczegółowo w późniejszem toku tego pamiętnika będzie wspomniane.
Dziadek nasz, Wincenty Macudziński ożeniony z trzecią, i ostatnią Stokowską Teresą, przybył z Ukrainy w strony Jasielskie, i tu dzierżawił dobra ziemskie , a w końcu kupił na własność od hrabiego Stadnickiego wieś Gorzyce w przyległem folwarkiem, czyli tak zwane sołtystwo Łężyny.
O dziadku moiem Wincentem mało nam wiadomości, wiem tylko tyle, że kilku miał synów , i dwie córki.
O Babci zaś opowiadała mi moja Mama , z czego ja wnioskuję że musiała bydź bardzo nabożną, bo w postach była tak gorliwą, iż z tego powodu sprowadziła sobie chorobę nieuleczalną, i wskutek tego zakończyła życie.
Musiała dobrą (?) bydź i miłosierną, co Jej Bóg jeszcze za życia prawie cudem wynagrodził, a to w następujący sposób:
Wspierała ona często u siebie ubogą jedną szlachciankę, zdarzyło się właśnie że tak wsparła jałmużną i ugoszczona szła tym naszym gościńcem, którym jechał Dziadek Macudziński przed chwilą konno i wiózł w trzosie pieniądze któremi miał zapłacić hrabiemu Stadnickiemu za Gorzyce.
Hrabia mieszkał w Żmigrodzie, miasteczko położone niedaleko od Gorzyc, przestrzeń więc tą krótka odbywał Dziadek na koniu.
Trzos się odpasał i upadł z pieniędzmi na ziemię, czego jednak Dziadek nie spostrzegł, dopiero jak przyjechał do Żmigroda, przychodzi do wypłaty pieniędzy, a tu ich nie ma! Nawraca, wchodzi można się domyśleć zdesperowany do swojego domu, a tam siedzi owa szlachcianka i oddaje znalezione pieniądze.
Żyiących dzieci w domu moich Dziadków było siedmioro, pięciu synów, i dwie córki, Joanna i Krystyna, a z synów najstarszy Stanisław, był urzędnikiem w Królestwie polskiem, Seweryn Kształcił się we Lwowie, i został także urzędnikiem. Adam ożeniony ze Szleczkowską miał folwark koło Krosna. Jan wyjechał do Weger tam się ożenił i tam gdzieś w świecie życie zakończył, najmłodszy zaś Rajmund Feliks, to był nasz drogi Ojciec!
Z córek Krystyna wyszła za mąż za właściciela Krościenka, Grosa, ale będąc słabowitą, niedługo zakończyła życie. Zaś Joannę, która miała bydź bardzo urodziwą; poioł w małżeństwo Kasper Lisowiecki, właściciel Niegłowic (?) i Morochowa (?).
Mieli oni kilkoro dzieci z których dwóch synów chodziło do szkół w Rzeszowie, tam jeden z nich zachorował na dyfteryę.
Ojciec mój jako jeszcze bardzo młody, był na ten czas w domu, prosili go więc Lisowieccy aby poiechał do Rzeszowa odwiedzić ich synów, gdy Ojciec mój przyiechał do Rzeszowa, już starszy z nich nie żył. Nie wiem jakiem sposobem, ale dosyć że Ojciec zabrał nieżyjącego , przywiózł do swojego domu, do Gorzyc i na parafialnem cmętarzu w Łężynach pochofał. Tymczasem i drugi chłopak pozostały w Rzeszowie żyć przestał.
Wujenka Lisowiecka miała tak desperować za zmarłemi dziećmi, że później kiedy jeszcze kilkoro ich przybyło, Ona już zdrowie straciła, i sił do wychowania dzieci zabrakło, to poprzednie zgryzoty organizm nadwątliły i niebawem życie zakończyła. Lisowiecki także pożegnał się ze swiatem, w niedługiem więc czasie dzieci te zostały zupełnemi sierotami!
Wacław najstarszy z nich w osiemnastu (?) latach odznaczał się taką statecznością i powagą, że został opiekunem uznanem sądownie młodszego swego rodzeństwa, Antoniego i Teresy.
Ojciec mój, Feliks Macudziński chodził do szkuł wyższych we Lwowie, i w roku 1830 był już na filozofii, kiedy po kraju zaczęły rozchodzić się wieści o prześladowaniu polaków pod rządem rosyjskiem, a względnie brutalne obchodzenie się W Księcia Konstantego z wojskiem polskiem. Wiadomo bowiem z historyi, że pod rządem Aleksandra I po rozbiorze kraju naszego, zostawiono nam jeszcze trochę wolności, wolność ta jednak była tylko pozorną; w gruncie rzeczy ucisk i prześladowanie.
Zresztą naród niedawno wolny i szczęśliwy nie mógł (str 13) – i nie chciał ugiąć się pod siłą wroga, tajemnie marzył o wolności i przygotowywał rewolucję!
Przygotowanie to jak echo rozchodziło się po kraju, i odbijało w sercu każdego prawego Polaka! Cóż więc dziwnego że młodzież niemi elektryzowana rzucała ogniska domowe naukę , uniwersytety – rwała związki rodzinne i spieszyła w szeregi obrońców, za wolność i Ojczyznę! Tak zrobił i mój śp. ojciec Feliks Macudziński.
W czasie tym babka moja, Teresa Macudzińska jako już wdowa, sama prowadziła gospodarstwo w Gorzycach – dzieci bowiem, a względnie synowie, byli po za domem w szkołach lub na stanowiskach.
Ojciec mój jak wyżej powiedziałam chodził do wyższych szkół we Lwowie, z tamtąd więc przyiechał do Gorzyc, prosić swej starej Matki o błogosławieństwo chcąc wyjechać za granicę, gdzie miał się zaciągnąć w szeregi wojska polskiego!
Ojciec liczył lat wtedy 18cie to też z trudnością wielką uzyskał od Matki pozwolenie i błogosławieństwo z którym wyruszył z domu i złączywszy się z kilku młodymi ludźmi między którymi byli: Wybranowski, Teofil Gorczyński, Cezar hrabia Męciński właściciel Dukli z przyległościami /obecnie jeszcze zostający przy życiu +w czerwcu 1895 r/ przeszedł granicę. Przejście to jednak było połączone z niemałą trudnością, przeprawiali się bowiem w nocy przez Wisłę. Łudka była mała, a wsiadło do niej więcej jak ich trzech, bo nad granicą złączyli się z innymi a tu, oprócz nich, były pakunki, rynsztunki na konie itd. Opowiadał nam Ojciec, że innej pozycji w tej łudce nie można było przyjąć tylko klęczącą. Tak płynąc nocą wśród wzburzonych fal Wisły, o mało na samem wstępie nie przepłacili życiem swej odwagi i męstwa!
Przeprawiwszy się z takiem trudem przez Wisłę, zdążali w Prost do Warszawy.
Rewolucya 1831 r wszystkiem jest znana, któż bowiem nie wie o niej? Któryn polak z opisu nie zna bohaterów ówczesnych? to też nie zatrzymując się nad historyą powstania, które tyle nadzieji budziło, a takie rozczarowanie i ostatni upadek narodowi przyniosło, wspomnę tylko te niektóre zdarzenia, które się naszego Ojca tyczyły.
Gdy Ojciec nasz przybył do Warszawy , udał się z listem polecającem do jednego pana, będącego w intendaturze, Który gdy Ojca zobaczył w tak młodem wieku, powiedział, aby się wrócił do szkół, ale słowa te niezachwiany raz powziętego zamiaru służenia w wojsku dla obrony uciśnionej Ojczyzny. Wtedy zacny ten człowiek wskazał Ojcu drogę, a może i poparł swoją protekcyą, że Ojciec wstąpił do czwartego pułku dzieci warszawskich , i był w niem, aż do wzięcia Warszawy.
Z czasów tych opowiadał nam Ojciec nieraz różne zdarzenia, a ślicznie Ojciec opowiadał, mile więc w pamięci naszej zostały, powtórze niektóre.
Razu jednego kilku wojaków, między którymi był i nasz Ojciec , zostało zaproszonych na wesele, bo będąc już dłuższy czas w Warszawie porobili znajomości, ale urlop był krótki, wracali więc spiesznie, aby na oznaczoną godzinę stanąć w szeregu. Jednak jeden z nich, podobno Wybranowski dłużej się zabawił na weselu – może mazura chciał dokończyć , może ostatniego hołupca wywinąć? dosyć, że koledzy odeszli on został – i sam powraca – drogi jeszcze kawał – czas krótki co tu robić? widzi na końcu wsi jakieś światełko, ano myśli – trza wstąpić – może koni dostanę. Wchodzi do haty a tam na łuszku leży chora Kobieta – sama opuszczona, błagająca wchodzącego człowieka o ratunek – mówi że jest we wsi kobieta znająca się na lekach – ach! gdyby mi ją miał kto przyprowadzić! Nie wiele myślący – bo któryn polak prawy namyśla się długo, gdy idzie o czyn szlachetny?
Wypytawszy się gdzie owa lekarka mieszka idzie i trafia do owej haty, i prosi aby lekarka szła spiesznie, stara jednak kobieta wymawia się spóźnioną porą , że butów nie ma itp. no to ja was wezmę na plecy, była bowiem zima – mówi dalej dzielny wojak, tylko wstawajcie spiesznie, bo tam tymczasem chora zemrzyć może! Staruszka rada nie rada, nie tyle może z poczucia litości, jak przerażona widokiem wojaka, bierze płachtę i wsiada na plecy, na których szybko drogę przebywa! ale szlachetny wojak zmordowany ciężarem staje obok jakiejś wyniosłości choć trochę wypocząć, opuszcza ciężar z plec, aby potem z tem większą siłą na siebie go włożyć – lecz w oka mgnieniu ciężar lekkiem się staje – płachta w ręku spoczywa. Co takiego? gdzie Kobieta się podziała? w ciemności nocnej patrzy rękami po tej wyniosłości na której się oparł, ale cóż za okropne było jego przerażenie, gdy się przekonał że to studnia, a on w niej niechcący kobietę utopił! Którą z najszlachetniejszej pobudki niósł na swoich plecach!
Ojciec nasz już był dłuższy czas przy wojsku , zdarzyło się więc razu jednego podczas dłuższych marszów , że wojsko było nadzwyczaj znurzone; dostali zatem rozkaz chwilowego odpoczynku – wszyscy jak byli ubrani, rzucili się na murawę zasypiając snem głębokiem, nareście trąbka ją budzi do dalszego pochodu, chcą wstawać, a tu każdy z nich ciężar jakiś czuje na sobie – naroście wstają – patrzą co takiego? i ze zdumieniem widzą pełno gradu koło siebie. Tak mocno ze znużenia usneli, że nie czuli, jak chmura ponadniemi przeciągła i zasypała ich gradem!
Inną razą wśród takich marszów, dostali się do opustoszałej karczmy, Kto gdzie mógł, szukał odpoczynku, jeden ze szczęśliwszych dostał się na łóżko, na którem trochę słomy leżało, ale zmęczonemu i taka pościel musiała się wydać arcy wyśmienita – słoma się rozgrzewa, a z pod niej wydobywa się fetor trudny do zniesienia i budzi biedaka, który wyskakuje z łużka zaiętego przewraca słomę, pod Którą znajduje żyda nie żywego! i już nadpsutego!
Takieto różne zdarzenia, a zapewne i wiele innych przechodził nasz drogi Ojciec będąc w wojsku polskiem, nareście zbliżyła się chwila nieszczęśliwa w dziejach naszego Narodu wzięcie Warszawy przez Moskali. Kto zna historyę wie cały przebieg tego wzięcia: jedni gineli, drudzy, aby uiść niewoli ratowali się ucieczką. Nasz Ojciec przeskakując mur został za nogę schwytany przez moskala na szczęście jednak w ręku moskala but został, a Ojciec tem sposobem ocalał i od niewoli uchronił!
Ojciec nasz był w pułku  Ramorina
Girolamo Ramorino
,po wzięciu więc warszawy przeszli pruską granicę [+ Ramorino frenucht(?) granicę austriacką] , i tam broń złożyli – broń, która miała wywalczyć wolność Ojczyźnie! złożyli broń, ale nie złożyli miłości ku tej ziemi, którą nieprzyjaciel zagrabił. Opowiadał nam Ojciec co to za boleść była wielka, gdy zmuszeni byli ją oddać – Nie wygasła miłość, bo po latach wielu w r. 1863 wysłał Ojciec syna swego Waleryana aby znów stanął z bronią w szeregach walczących za jej swobodę, za wiarę i prawa. Nie wygasła miłość, ona żyć będzie, i przechodzić z pokolenia na pokolenie a kiedy dziś inne czasy przyszły to z modlitwą na ustach wznosi wznosi się prośba : „Wolnośc i Ojczyzne racz nam wrucić Panie bo szerzy się oświata między ludem, bo cześć i nabożeństwo do Matki Najświętszej wrasta, bo we Lwowie odnowione zostało nabożeństwo do Matki Boskiej jako do Królowy Korony polskiej, bo w Starej Wsi od dwóch lat odbywają się Kongregacye: Ordalia Maryanus, na której czele jako Prezes stanął Obywatel August Gorajski a z niem dużo szlachty przystąpiło do tego towarzystwa.. A gdy w narodzie naszem zakwitnie nabożeństwo na nowo do Matki Najświętszej, a z niem cnoty praojców naszych wróci sie i wolność. Nie wygasła milość Ojczyzny – nie wygasła cześć dla jej obrońców: dziś jako w rocznice powstania Listopadowego 1831 r. odbyło się nabożeństwo istotne za tych co nieśli swe życie w ofierze za wolnośc Narodu!
A więc nie wygasła miłość Ojczyzny, nie zgineła Polska, w której tyle Ołtarzów i świątyń wznosi się na cześć Maryi na uwielbienie Boga ani zginąć nie może, bo z grobu i niewoli Ty ją wskrzesisz Boże!

22 Listopada 1894 r

sobota, 5 listopada 2011

Po 22 listopada 1894 r.

    Tułał się Ojciec jakiś czas po prusach, nareście wrócił do Galicyi, zbiedzony, znękany, wobcem ubraniu, bo ubrania żołnierza polskiego musiał zrzucić z siebie i gdy przyszedł tutaj w Jaśle, i przedstawił się w Magistracie że wrócił, nie mógł Go jeden Pan /Gołuchowski, który pierwej znał Ojca/ poznać, tak był zmieniony, i szwagra Lisowieckich, tam najpierwsze było, zrobić Ojcu kąpiel, dać czystą bieliznę i ubranie. Tak ten, opowiadała nam jeszcze teraz jedna kobieta z Niegłowic, staruszka, która chodzi po żebrach i prawie co sobota wstępuje do nas na herbatkę, a otrzymała ona ten przywilej dla tego, że jakżeśmy się dowiedzieli od niej iż znała naszą dawniejszą rodzinę. Nazywa się Ramutka (?), ale myśmy jej dali nazwe: "familijnej babki" i jest ona naszem naszem gościem, bo nie tylko Ojca ale i Dziadków Macudzińskich znała. Ona też w prostocie swojej opowiadała nam, ze to ubranie w którym nasz Ojciec wrócił z polski i do Niegłowic w niem przyjechał, do wisłoki kazali Państwo wrzucić, tak było zanieczyszczone! Obrońca Ojczyzny tyle przywiózł do kraju!
Ale młodość - wiara w przyszłość to wielkie dźwignie dla człowieka, które mu nie dają upadać. Ojciec wprawdzie zwichnął juz swoją karierę, bo nie wrócił zaczętej nauki kończyć - ale rzucił się do innej pracy: do roli powrócił do Gorzyc, do matki, która jeszcze żyła, i z nią zaczoł gospodarować!
Staruszka, o której wyżej wspomniałam, znała tak dobrze naszą rodzinę, bo mąż jej służył we dworze w Niegosławicach za furmana.