sobota, 5 listopada 2011

Po 22 listopada 1894 r.

    Tułał się Ojciec jakiś czas po prusach, nareście wrócił do Galicyi, zbiedzony, znękany, wobcem ubraniu, bo ubrania żołnierza polskiego musiał zrzucić z siebie i gdy przyszedł tutaj w Jaśle, i przedstawił się w Magistracie że wrócił, nie mógł Go jeden Pan /Gołuchowski, który pierwej znał Ojca/ poznać, tak był zmieniony, i szwagra Lisowieckich, tam najpierwsze było, zrobić Ojcu kąpiel, dać czystą bieliznę i ubranie. Tak ten, opowiadała nam jeszcze teraz jedna kobieta z Niegłowic, staruszka, która chodzi po żebrach i prawie co sobota wstępuje do nas na herbatkę, a otrzymała ona ten przywilej dla tego, że jakżeśmy się dowiedzieli od niej iż znała naszą dawniejszą rodzinę. Nazywa się Ramutka (?), ale myśmy jej dali nazwe: "familijnej babki" i jest ona naszem naszem gościem, bo nie tylko Ojca ale i Dziadków Macudzińskich znała. Ona też w prostocie swojej opowiadała nam, ze to ubranie w którym nasz Ojciec wrócił z polski i do Niegłowic w niem przyjechał, do wisłoki kazali Państwo wrzucić, tak było zanieczyszczone! Obrońca Ojczyzny tyle przywiózł do kraju!
Ale młodość - wiara w przyszłość to wielkie dźwignie dla człowieka, które mu nie dają upadać. Ojciec wprawdzie zwichnął juz swoją karierę, bo nie wrócił zaczętej nauki kończyć - ale rzucił się do innej pracy: do roli powrócił do Gorzyc, do matki, która jeszcze żyła, i z nią zaczoł gospodarować!
Staruszka, o której wyżej wspomniałam, znała tak dobrze naszą rodzinę, bo mąż jej służył we dworze w Niegosławicach za furmana.